Inwestorzy boją się warszawskiej giełdy

Ostatnie lata przyniosły dwa zjawiska w skali makroekonomicznej, które były dla warszawskiej giełdy jednoznacznie negatywne. Pierwszym jest kończący się proces prywatyzacji, która od drugiej połowy lat 90. ubiegłego stulecia była dla rynku giełdowego dostarczycielem kapitału poprzez oferty dużych prywatyzowanych firm. Drugim zjawiskiem, które w GPW uderzy- ło niemalże z dnia na dzień, była decyzja rządu Donalda Tuska z 2013 r. o przeniesieniu ponad połowy aktywów OFE do ZUS, skutkująca wstrzymaniem dopływu kapitału na GPW.




Konsekwencją tych dwóch zjawisk była konieczność poszukiwania przez GPW nowych źródeł pozyskiwania kapitału i opracowanie nowej strategii rozwoju. Nie były to przy tym próby konsekwentne ani spójne, co po części wynikało ze zmian we władzach GPW. Tylko w 2014 r. powstały dwie zupełnie odmienne koncepcje dalszego rozwoju giełdy – jedna, której osią miały być powiązania kapitałowe z innymi rynkami, i druga, stawiająca na rozwój organiczny. Obecnie, według słów prezes GPW Małgorzaty Zaleskiej, opracowywana jest kolejna propozycja, mająca wpisać rynek kapitałowy w Plan na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, autorstwa wicepremiera i ministra rozwoju Mateusza Morawieckiego.




Biorąc pod uwagę jedynie tradycyjne giełdy, GPW znajduje się w europejskim zestawieniu na 9. miejscu pod względem obrotów. Bazując na wzroście organicznym, trudno spodziewać się w najbliższym czasie awansu na wyższą pozycję.